25.05.2020 Warsztat reportera
Sposoby walki z tremą
Maciej Orłoś, fragment książki "O sztuce wystąpień publicznych"
Do tremy można się przyzwyczaić. Można z nią żyć, można ją poskromić. Doskonały przykład, jak tego dokonać, dał Winston Churchill. W dzieciństwie i młodości był niezwykle nieśmiały, niepewny siebie, nie lubił występować publicznie. Ale przemógł tę wrodzoną nieśmiałość, pracował nad sobą i stał się znakomitym mówcą. Dziś jest często cytowany. Przeszedł do historii, podobnie jak jego wystąpienia.
Pierwsze badania w Stanach Zjednoczonych dotyczące tego, czego boją się Amerykanie, przeprowadzono w 1973 roku. W lipcu tego samego roku opublikowano raport R.H. Bruskin Associates, z którego wynikało, że ludzie najbardziej boją się mówienia do grupy (speaking before a group) – ponad 40% wskazań.
Na kolejnych miejscach znalazły się lęk wysokości, insekty i robaki, problemy finansowe, głęboka woda, choroby i dopiero na siódmym miejscu śmierć. Potem jeszcze dwa razy – w 1998 i 2001 – to, czego boją się Amerykanie (American Fears), zbadał Instytut Gallupa. W wynikach public speaking, czyli występ publiczny, spadło na drugie miejsce, a na pierwszym uplasowały się… węże. Od roku 2014 poważnie i gruntownie fobie Amerykanów bada Chapman University. W rankingu uwzględniającym obawy dotyczące różnych dziedzin życia pierwsze miejsce – w roku 2017 – zajęła korupcja w najwyższych kręgach władzy, a w pierwszej dziesiątce znalazły się tak groźne zjawiska, jak zatrucie wody, zanieczyszczenie powietrza, globalne ocieplenie, wysokie rachunki za opiekę zdrowotną, brak pieniędzy czy użycie broni jądrowej przez Koreę Północną. Public speaking było daleko, bo dopiero na 52. miejscu (20% wskazań), ale wciąż przed duchami, brutalnością policji, morderstwem dokonanym przez nieznajomego czy wielką powodzią.
Szczerze mówiąc, nie dziwi mnie spadek pozycji wystąpień publicznych, bo w Stanach retoryki uczy się dzieci już w szkołach. Dzięki temu widać niezwykłą swobodę Amerykanów podczas mówienia do publiczności w przeróżnych sytuacjach. Jestem przekonany, że w Polsce występ publiczny w podobnym badaniu znalazłby się wyżej niż na 52. miejscu. Inna sprawa, że – jak zauważyłem – ludzie niechętnie przyznają się do strachu przed przeprowadzeniem prezentacji czy udzieleniem wywiadu przed kamerami. Czasem podczas wykładów czy szkoleń zadaję pytanie: „Kto z was boi się wystąpień publicznych?”. Na ogół na początku nie ma zbyt wielu rąk w górze. Pojawia się więcej – gdy dopytuję z niedowierzaniem, czy naprawdę tak mało osób ma kłopoty ze zbyt dużą tremą… No właśnie – trema. Na każdym, naprawdę każdym spotkaniu z publicznością – a jestem zapraszany na takie dość często – pada pytanie o tremę. „Jak pan radzi sobie z tremą?” albo „Czy ma pan jeszcze tremę?”. Ludzi interesuje to, co ich dotyczy. Po takich pytaniach opowiadam o tym, że trema to coś zupełnie naturalnego i chodzi tylko o to, żeby nie była za duża. Mówię o sposobach walki ze zbyt dużą tremą.
ZAMÓW KSIĄŻKĘ
Jeszcze słowo o badaniach. Otóż szukałem też polskich i europejskich rankingów związanych ze strachem. Ale niestety – polskich nie znalazłem. Jeśli chodzi o Europę, dotarłem do badania dotyczącego Wielkiej Brytanii. W roku 2014 serwis yougov.com ogłosił listę największych i najmniejszych brytyjskich strachów (Britain’s biggest an smallest fears). Co ciekawe, w tym rankingu public speaking uplasowało się na trzecim miejscu, za lękiem wysokości (pierwsze miejsce) oraz wężami, a przed tłumami, ciemnością, myszami czy pająkami. Mało tego – gdyby zsumować dwa wskazania „bardzo się boję” i „trochę się boję” to występ publiczny przesunąłby się na drugie miejsce, wyprzedzając węże!
Skąd ten strach ludzi przed wystąpieniem publicznym, skąd ta cholerna trema? Myślę, że sprawa jest prosta: przeraża nas wizja wyjścia na środek, bo wszyscy będą patrzeć, oceniać, krytykować i będzie trzeba coś powiedzieć. Przy czym dla niektórych traumą jest już samo stanie tam.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że trema jest czymś zupełnie naturalnym. Wielu najwybitniejszych artystów oraz ludzi telewizji przyznaje się, że ją ma. Jednak są wyjątki potwierdzające regułę. Należą do nich ci, którzy w ogóle nie mają tremy, bądź – jeśli ją mają – to minimalną; raczej należałoby ją nazwać pozytywną mobilizacją. Zjawisko to dotyczy chociażby wykładowców, nauczycieli i polityków. Premierzy czy prezydenci państw, ministrowie czy szefowie parlamentów są tak aktywni na co dzień, że występowanie przed publicznością to dla nich chleb powszedni. Gdyby mieli kłopoty z poważną tremą, nie byliby w stanie wykonywać swoich obowiązków. Ich praca to przecież nieustanne wypowiadanie się na różnych forach, czasem przed najważniejszymi ludźmi na świecie.
Pomijając zatem te wyjątkowe przypadki, trzeba uznać, że wszyscy mają tremę. Kluczem do sukcesu jest to, by nauczyć się ją kontrolować. W odpowiedniej dawce jest wręcz potrzebna – dzięki niej człowiek, który ma wystąpić, jest bardziej zmobilizowany, skoncentrowany i skupiony na swoim zadaniu. Mało tego, adrenalina zwalcza nawet różne chwilowe dolegliwości, takie jak ból głowy, brzucha czy katar. Sam doświadczam tego od lat – nigdy nie kichnąłem w żadnym programie telewizyjnym czy internetowym, mimo że miewam katar sienny. To są, można powiedzieć, bonusy związane z odpowiednią i potrzebną dawką adrenaliny. Polecam.
Z kolei trema w zbyt dużej dawce zjada i ubezwłasnowolnia mówcę, który przestaje kontrolować swoje zachowanie. Znam ten koszmar z autopsji, sprzed lat. Czasem, zupełnie irracjonalnie, łapała mnie tak intensywna trema, że przestawałem panować nad tym, co mówię i jak się zachowuję. To sytuacja naprawdę godna pożałowania. Beznadziejna i groźna. Po pierwsze źle, że trema złapała. Po drugie źle, że nie można się jej pozbyć. Po trzecie świadomość, że trema jest zbyt duża i nie sposób się jej pozbyć, powoduje, że jeszcze się zwiększa. Czyli koło się zamyka, pętla zaciska. Groza! Nie wolno dopuścić do takiej tremy! Należy się jej wystrzegać jak ognia! Może bowiem zrujnować całe wystąpienie. Na pocieszenie dodam, że w życiu spotkałem zaledwie kilka osób, które miały tremę paraliżującą do tego stopnia, że je dyskwalifikowała z wystąpień publicznych. Zdecydowana większość ludzi jest w stanie nad nią zapanować i może występować publicznie.
Sposoby walki z tremą
Do tremy można się przyzwyczaić. Można z nią żyć, można ją poskromić. Doskonały przykład, jak tego dokonać, dał Winston Churchill. W dzieciństwie i młodości był niezwykle nieśmiały, niepewny siebie, nie lubił występować publicznie. Ale przemógł tę wrodzoną nieśmiałość, pracował nad sobą i stał się znakomitym mówcą. Dziś jest często cytowany. Przeszedł do historii, podobnie jak jego wystąpienia.
A teraz inna dobra wiadomość dla zestresowanych Czytelników: są techniki walki z tremą! Naprawdę można i należy z nią walczyć. Nie ma powodu, by nas zjadła! Poniżej kilka sposobów na tę „dolegliwość”.
Dobre przygotowanie
Im lepiej jestem przygotowany do wystąpienia, tym mniejszą mam tremę. Sprawa jest oczywista. Student, który przed egzaminem bądź odpowiedzią w ogóle się nie uczył, jest potwornie zdenerwowany. Gdyby był doskonale przygotowany, to miałby poczucie, że nic go nie zaskoczy, i stres byłby znacznie mniejszy. Sportowiec trenuje przed zawodami, aktor bierze udział w próbach do spektaklu, a mówca ćwiczy wystąpienie. Dzięki dobremu przygotowaniu czuje się pewnie, bo wie, co i jak ma powiedzieć. Pierwszym krokiem w opracowywaniu wystąpienia jest zdefiniowanie zadania. Drugi krok polega na skonstruowaniu wypowiedzi. Trzeci to przećwiczenie wystąpienia. Nigdy nie należy iść na żywioł, mówiąc: „A, jakoś to będzie!”. Uwaga – podczas ćwiczenia przemówień zalecane jest nagrywanie się kamerą. Oglądając siebie, łatwiej będzie zauważyć niedociągnięcia. Tremę zmniejszy też ciekawy pomysł na wypowiedź. Rzecz w tym, by była ona wyrazista, a nie byle jaka. Zawsze czuję się lepiej na scenie, gdy znajdę atrakcyjne „opakowanie” dla treści wystąpienia. A gorzej, gdy mam do powiedzenia takie zwykłe bezbarwne ble, ble, ble…
Niezwykle ważny jest też dobry początek wystąpienia. Jeśli na wstępie uda się ocieplić atmosferę, nawiązać dobry kontakt z publicznością, dzięki czemu występujący poczuje się pewnie, to i trema w znacznym stopniu odpuści. Nieraz tego doświadczyłem, proszę mi wierzyć. W jaki sposób ocieplić relację ze słuchaczami? W nawiązaniu kontaktu z odbiorcami pomoże kilka chwytów (szerzej o tym w następnym rozdziale).
Oto trzy najlepsze sposoby na rozpoczęcie spotkania z publicznością:
- Interakcja – nawiązanie do rzeczywistości („Dziękuję, że państwo stawili się tak licznie mimo naprawdę srogiej zimy. Kto miał kłopoty z odpaleniem samochodu?” albo: „Muszę powiedzieć, że jestem w doskonałym nastroju po wczorajszym zwycięstwie naszej reprezentacji nad Niemcami, domyślam się, że państwo również…”); przeprowadzenie krótkiego głosowania, które związane jest z tematem wystąpienia, („Kto z was uważa, że A, ręka do góry? Kto uważa, że B?”).
- Atrakcyjne, szokujące dane związane z prezentacją („Według najnowszych badań w roku 2050 w morzach i oceanach będzie więcej plastiku niż ryb…”).
- Opowiadanie historii – to dla mnie chwyt numer jeden! Wszyscy lubimy słuchać ciekawych historii, od dziecka fascynuje nas „dawno, dawno temu…” i „za górami, za lasami…”. Jeśli opowiemy naszej widowni jakąś historię (najlepiej, by wiązała się z tematem wystąpienia), to zyskamy uwagę, zaangażujemy ludzi, a poza tym – podświadomie – będą nam wdzięczni, bo publiczność zawsze jest wdzięczna mówcom, którzy mówią ciekawie.
Oswojenie z miejscem, w którym ma odbyć się wystąpienie
Jeśli to tylko możliwe, należy przyjść wcześniej, zobaczyć salę, wejść na scenę, zrobić próbę. Ważne, by sprawdzić dźwięk i oświetlenie. Zwłaszcza dźwięk jest ważny – mówca powinien wiedzieć, z jakiego mikrofonu będzie korzystał (o sprawach technicznych piszę więcej w rozdziale „Z techniką za pan brat…”) – czy będzie to mikrofon do ręki, czy na statywie, a jeśli na statywie, to kto zadba o jego regulację; a może będzie to mikroport albo mikrofon nagłowny itp. Światło też jest ważne – trzeba się upewnić, czy nas nie oślepi, bo ktoś postanowił użyć reflektora punktowego. Nie zgadzajcie się na takie oślepiające, punktowe światło – musicie mieć kontakt ze swoją publicznością. Wasz występ nie jest występem artystycznym i nie ma powodu, by budować barierę światła między sceną a widownią.
ZAMÓW KSIĄŻKĘ
Im bardziej oswoicie się z miejscem, w którym macie przeprowadzić prezentację, im dłużej tam pobędziecie, im lepiej je poznacie, tym bardziej to miejsce stanie się oswojone, wasze. Warto też upewnić się, jaka będzie droga na scenę, kto zapowie i jak zapowie waszą prezentację. W wątek oswajania się z miejscem wpisuje się również w oswojenie z publicznością. Jeśli to możliwe (a często jest), spróbujcie przed rozpoczęciem konferencji czy w przerwie kawowej porozmawiać z osobami, które za chwilę będą Was słuchać.
Strój
Należy ubrać się odpowiednio do rangi wydarzenia. Trzeba zadbać o wizerunek. Dobrze jest czuć się komfortowo w ubraniu czy też „kostiumie”. Świadomość perfekcyjnego wyglądu dodaje pewności siebie, więc w jakimś stopniu zmniejsza tremę. I odwrotnie – świadomość nieodpowiedniego ubioru skutkuje większym stresem. Poza tym ważne jest, by ubiór był schludny. Jeśli ktoś przed wystąpieniem poplami sobie koszulę i zdaje sobie z tego sprawę, to zamiast skupić się na wystąpieniu, będzie się zastanawiać, czy widzowie dostrzegą plamę. To niepotrzebny stres. Po wielu latach obserwacji śmiało mogę stwierdzić, że akurat ten element występu publicznego jest szczególnie ważny dla pań. Mężczyźni przywiązują mniejszą wagę do ubioru, ale im jest łatwiej, bo na ogół wystarczy mieć na sobie przyzwoity garnitur, dobre buty, koszulę, i już. Kobiety mają naprawdę trudniej, bo wariantów ubioru jest więcej i niekoniecznie są oczywiste. I dlatego warto pomyśleć o współpracy ze stylistą czy stylistką. Dla pań ważne są też fryzura i makijaż. Odpowiednie uczesanie i make-up na pewno sprawią, że pewność siebie będzie większa.
Nastawienie
Warto sobie uświadomić, że wystąpienie nie jest najgorszą rzeczą, jaka może się przytrafić. Potwierdzają to zresztą wyniki badań Chapman University, o których wspomniałem. Istnieje wiele bardziej dramatycznych zjawisk czy wydarzeń, takich jak ciężka choroba, bieda, bankructwo, wojna, wypadek, katastrofy, głód. Można zadać sobie pytanie: co się stanie, jeśli wystąpienie nie będzie do końca udane? Jeśli nie zrealizuję w całości planu wystąpienia? Odpowiedź jest prosta: nic.
Publiczność nie wie przecież, jak miało przebiegać wystąpienie. Dla niej liczy się tylko to, czy było interesujące, czy było (mniej więcej) na temat i czy mówca dał radę. Przejęzyczenia, pomyłki? To ludzka rzecz. Mało tego – one uczłowieczają mówcę i mogą wręcz wzmocnić sympatię do niego, na zasadzie „w końcu to też człowiek, taki sam jak my”. Widzowie dzięki takim ludzkim zachowaniom, jak pomyłki mogą poczuć się lepiej, a przy okazji zmniejsza się dystans między nimi a osobą występującą. Podobno niektórzy prezenterzy amerykańskich programów informacyjnych specjalnie mylą się od czasu do czasu – właśnie po to, by pokazać, że też są ludźmi, a nie cyborgami. Ale tu uwaga: przestrzegam przed myleniem się w momentach i sprawach najważniejszych. Wtedy nie ma mowy o ocieplaniu relacji z widzami. Publiczność jest bezwzględna w takich przypadkach. Zamiast słuchać, skupi się na pomyłce. Chodzi na przykład o mylenie nazwisk ważnych osób lub istotnych miejsc, ewentualnie o zabawne lub dziwaczne przejęzyczenia. Doskonałym przykładem jest wystąpienie Jacka Rostowskiego, który przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku wspomniał w telewizji o Bydgoszczu zamiast Bydgoszczy. A w tych wyborach ubiegał się o mandat z pierwszego miejsca na liście PO w województwie kujawsko-pomorskim. Nie zapomniano mu tej dziwnej pomyłki, której w dodatku nie sprostował od razu, najwyraźniej jej nie rozumiejąc. Rostowski przegrał wtedy wybory do Parlamentu Europejskiego.
Innym przykładem jest wpadka prowadzącego uroczystość otwarcia imponującego obiektu turystycznego, inwestycji pewnej dużej polskiej firmy farmaceutycznej. Dodajmy, że koszt realizacji tego projektu był ogromny – dla właścicieli firmy było to po prostu wydarzenie niezwykle ważne. Nie mogę ze zrozumiałych względów zdradzić szczegółów ani podać nazwy czy nazwisk. Mogę tylko powiedzieć, że to nie ja byłem tym prowadzącym (na szczęście!). Na czym polegała wpadka? Konferansjer przekręcił nazwisko właściciela firmy, gospodarza obiektu i inwestora w jednej osobie. Po chwili konsternacji i ciszy, która zapadła w sali, poprawił się, ale – niestety – ponownie przekręcając nazwisko. Dopiero trzecia próba okazała się udana. To się może przyśnić w nocy…
Trzeba mieć świadomość, że ludzie lubią komentować czyjąś wpadkę. Zresztą w tym przypadku – trudno się dziwić. Taka niepożądana pomyłka, przed którą przestrzegam, może, niestety, przyćmić całe wystąpienie. Zamiast treści mowy publiczność zapamięta głównie ten błąd. Najgorzej jest, jeśli wystąpi on na początku (przypominam o pierwszym wrażeniu).
Wojna rosyjsko-polska
Kiedyś podczas prowadzenia gali wręczenia nagród literackich zdarzyło mi się, przez chwilę nieuwagi, powiedzieć o wojnie rosyjsko-polskiej zamiast rosyjsko-gruzińskiej, przy czym natychmiast poprawiłem ten błąd. Ale i tak przez widownię przeszedł szmer i rozległy się śmiechy. Później, po zakończeniu gali, usłyszałem kilka komentarzy na ten temat. Ludzie byli ciekawi, dlaczego tak powiedziałem, i skłonni uznać, że to miał być celowy żart. Przez grzeczność nie zaprzeczałem…
Warto pamiętać o tym, że każda publiczność jest pozytywnie nastawiona do osoby, która zamierza wystąpić. No, może prawie każda, bo trudno mówić o pozytywnym nastawieniu pracowników wobec prezesa czy dyrektora, który właśnie informuje o zwolnieniach grupowych. Nie można też spodziewać się, że Donald Trump zostałby ciepło przyjęty przez publiczność składającą się ze zwolenników Hillary Clinton. Jednak poza tego typu wyjątkowymi sytuacjami widownia życzliwie przyjmuje osobę pojawiającą się na scenie i z pewną dozą pozytywnego nastawienia czeka na występ. Tu znowu pojawia się wątek pierwszego wrażenia – niezwykle istotny, bo chodzi o to, by tej dawki pozytywnej energii na dzień dobry nie zaprzepaścić. Osoba występująca na ogół myśli, że jest najważniejsza, że wszyscy nie tylko patrzą, lecz także intensywnie się na niej skupiają, analizując wszystko – ubiór, zachowanie, słowa. Tymczasem tak nie jest. Owszem, publiczność patrzy, ale już niekoniecznie uważnie słucha i analizuje. Publiczność raczej ma wrażenie i odbiera sygnały. Dla widzów i słuchaczy liczy się w gruncie rzeczy tylko jedno – żeby nie było nudy. Ma się dziać, ma być ciekawie. Nie osoba występująca jest najważniejsza. Najważniejsze jest to, żeby było interesująco. Co z tego wynika w odniesieniu do tremy? Otóż to, że publiczności trema w ogóle nie interesuje, nie jest niczym ciekawym ani wartym uwagi. Publiczność jest bardzo egoistyczna i tremę ma w głębokim poważaniu. Widz nie zajmuje się tym, że komuś trzęsą się nogi, drżą ręce, łamie się głos. Widz tego na ogół w ogóle nie dostrzega. Owszem, może się zdarzyć, że trema da o sobie znać tak mocno, że publiczność ją zauważy. Jeśli jednak wystąpienie stremowanej osoby będzie ciekawe, to widzowie tremę wybaczą, a nawet będą z sympatią trzymać kciuki za mówcę.
W tym miejscu trzeba wspomnieć o bardzo ważnej zasadzie: nie należy mówić o swojej tremie. Nieraz słyszałem takie teksty: „Muszę powiedzieć, że jestem bardzo zdenerwowany, bo pierwszy raz mam okazję zwracać się do tak niezwykłej publiczności”. Albo: „Mam straszną tremę, bardzo przepraszam, głos mi się łamie, mam nadzieję, że mi państwo wybaczą”. To samobój! Publiczność nie zauważyłaby tremy, nie pomyślałaby o niej, ale – skoro temat został wywołany – to i owszem. Na własne życzenie człowiek występujący zwrócił uwagę zebranych na swoją tremę. I tak jak wcześniej nikt nawet nie pomyślał o niej, tak nagle stała się wiodącym tematem. Wszyscy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, skupiają się na trzęsących się nogach, drżących rękach i łamiącym się głosie.
Trema potrafi złapać niespodziewanie, nie ma na to reguły. Przez ponad 25 lat prowadziłem Teleexpress, zawsze przed kilkumilionową widownią. Trudno sobie wyobrazić tylu widzów. Na początku, kiedy zaczynałem pracę w tym programie, było to dla mnie paraliżujące przeżycie: gdy wejdę na antenę i pojawi się ta czerwona lampka w kamerze, zobaczy mnie tylu ludzi! Oczywiście po pewnym czasie się oswoiłem, choć nigdy do tego stopnia, by było to zupełnie bez znaczenia. Przyzwyczaiłem się też do formuły Teleexpressu i do miejsca, czyli studia, i od pewnego momentu trema była taka, jaka powinna być, czyli mobilizująca. Zdarzało mi się, że prowadziłem eventy, gale, uroczystości w kameralnym gronie i byłem o wiele bardziej zdenerwowany niż w Teleexpressie. Ale największa trema dopadała mnie podczas wielkich telewizyjnych imprez typu festiwale w Opolu czy Sopocie. Cała ta machina telewizyjna, transmisja, miliony telewidzów plus kilka tysięcy ludzi na widowni – to naprawdę duże wyzwanie. Trzeba umieć bronić się przed tą presją, żeby nie zwariować. Nauczyłem się tego. Trzeba się wyciszyć i złapać dystans.
Pozytywne myślenie
Należy myśleć pozytywnie: jestem doskonale przygotowany, dam publiczności ciekawe wystąpienie, które na pewno się spodoba, wszystko będzie super, sukces murowany! Można wyobrażać sobie siebie tuż po zakończeniu wystąpienia: ja tam stoję, właśnie wypowiedziałam ostatnie zdanie, rozległy się głośne i intensywne brawa, kłaniam się, uśmiecham, zbieram zasłużone pozytywne reakcje! Nigdy nie myślcie negatywnie w rodzaju „A znowu coś schrzanię”, „Na pewno się pomylę”, „Jak znam życie, to zawiesi mi się laptop”.
Ruch
Z pewnością dobrze jest się przewietrzyć przed wystąpieniem, pójść na spacer (chyba że smog tego dnia jest akurat bardzo intensywny…). Spacer po parku sprzyja zebraniu myśli, można nawet – upewniwszy się, że w pobliżu nikogo nie ma – powtórzyć sobie początek wystąpienia. Kilka przysiadów, wbiegnięcie po schodach – to wszystko wpłynie korzystnie na organizm, ruch pobudzi krążenie krwi. Tylko uwaga – nie należy robić ćwiczeń fizycznych tuż przed występem, bo pojawi się zadyszka, krótki oddech, a to na pewno nie pomoże i nie zrobi dobrego wrażenia. Warto też poruszać ramionami czy porobić nimi kółka. Właśnie tam kumuluje się stres, więc chodzi o to, by go strząsnąć.
Oddech
Jest kluczem do sukcesu. Oddychać należy spokojnie, używając przepony. Oddech, podobnie jak dykcja czy gestykulacja, należy do warsztatu mówcy, czyli jest techniczną umiejętnością, której należy się nauczyć. Taka umiejętność staje się nawykiem. Gestykulujemy i oddychamy, nie myśląc o tym. Płytki, krótki oddech nie sprzyja mówieniu, przeszkadza i mówcy, i widowni, która może zarazić się tą nerwowością. Ale dlaczego o oddechu mówię w kontekście walki z tremą? Jeśli uda się Wam przed wystąpieniem spokojnie, równomiernie oddychać, to wasze nerwy nieco opadną.
ZAMÓW KSIĄŻKĘ
Na pewno znacie (nie tylko z filmów czy literatury, ale i z życia) radę „oddychaj głęboko”. Kiedy taki tekst pada? Właśnie wtedy, gdy ktoś się bardzo zdenerwował i powinien się uspokoić. Przed wejściem na scenę można wykonać choćby ćwiczenie czterech siódemek (4×7): weź głęboki oddech, przytrzymaj powietrze i wypuść je, za każdym razem licząc w myślach do siedmiu – w średnim tempie, nie za szybko. Powtórzcie ćwiczenie siedem razy.
Alkohol
Nie warto, stanowczo odradzam.
Hardcorowy sposób na tremę
Tę metodę polecam tym, którzy mają naprawdę poważny problem z tremą. Wybierzcie się na przejażdżkę komunikacją miejską – autobusem czy tramwajem, w Warszawie do dyspozycji jest jeszcze metro. Wyjdźcie na środek i opowiedzcie pasażerom o swoim projekcie, o pracy czy idei, spróbujcie ich zainteresować. Może to być także galeria handlowa w godzinach szczytu, w jakiejś najbardziej ruchliwej alejce: przełamcie się, wskoczcie na ławkę i wygłoście monolog, powiedzcie wiersz lub zaśpiewajcie piosenkę. Jeśli przeżyjecie – a przeżyjecie – to kolejne, zwykłe występy publiczne okażą się dużo prostsze i mniej stresujące…
Mnie też dopada trema
Chyba najgorsze chwile przeżyłem tuż przed rozpoczęciem gali z okazji pięćdziesięciolecia Telewizji Polskiej w Operze Narodowej w Warszawie. Uroczystość była transmitowana, a na widowni zasiadł praktycznie całe miasto oraz najważniejsi ludzie w państwie – prezydent i premier z małżonkami, posłowie, senatorowie, ministrowie, władze kościelne i oczywiście telewizyjne. Staliśmy z Grażyną Torbicką za kulisami już w pełnym rynsztunku, gotowi do wyjścia na scenę i otwarcia tego wydarzenia. To były najgorsze chwile. Pomyślałem wtedy: „Boże, ja muszę chyba zmienić zawód! Po co mi te potworne nerwy, to koszmar!”. I nawet wymieniliśmy te myśli z Grażyną, która czuła to samo, co ja. Ale po chwili, gdy wyszliśmy na scenę, wszystko się uspokoiło i już było dobrze…
Metody walki z tremą w telegraficznym skrócie
- Trenuj występowanie, bierz udział w szkoleniach, możesz zapisać się do grupy Toastmasters.
- Przygotuj świetne, czyli ciekawe, atrakcyjne wystąpienie i dobrze je przećwicz.
- Jeśli nie występujesz przed kamerami, tylko jako mówca przed zgromadzoną publicznością, wymyśl sposób na dobry początek.
- Ubierz się odpowiednio.
- Oswój się z miejscem – zrób próbę: sprawdź drogę na scenę, dźwięk i światło.
- Myśl pozytywnie.
- Przed występem pójdź na spacer, wykonaj parę ćwiczeń.
Książkę Macieja Orłosia wydało Wydawnictwo RM, znane z publikowania książek o tematyce poradnikowej, hobbystycznej i przewodników. Patronat medialny nad tytułem "O sztuce wystąpień publicznych" sprawuje tygodnik Reporterzy.info.
PRZERWA NA REKLAMĘ
Zobacz artykuły na podobny temat:
Metodyka prowadzenia warsztatów dziennikarskich
dr Lidia Pokrzycka
Podstawy dziennikarstwa prasowego, propagandy i perswazji - elementy edukacji medialnej. <i>Materiały Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej z Lublina</i>
Okno na świat
Bartłomiej Paulus
Korzyści płynące z Internetu szybko dostrzegły jednak duże koncerny prasowe, które bardzo dynamicznie, w bardzo zbliżonym okresie rozpoczęły swój podbój Internetu.
Dziennikarstwo z mistrzem
Robert Monik
Jak patrzył na dziennikarstwo Ryszard Kapuściński, czym według niego jest ta profesja i co to znaczy być prawdziwym dziennikarzem.
Zawód: korespondent
Oficyna Wydawnicza BRANTA
Zawód: korespondent. Wilno - Hawana - Madryt to napisana świetnym językiem autobiografia dziennikarska, pełna humoru, wyrafinowanej autoironii, a zarazem refleksji..
Tylko prawda
Ks. Andrzej Luter
Rzeczywistość nie jest czarno-biała, niekiedy trzeba iść na kompromisy. Ale są granice - tam gdzie zaczyna się kłamstwo, tam kończy się dziennikarstwo. [Źródło: Tygodnik Powszechny]
Naucz się pisać zgodnie z zasadami Google. SZKOLENIE [LINK]
link promocyjny
Dlaczego warto konstruować tytuły przyjazne dla wyszukiwarki? Jak poprawnie tworzyć tytuły SEO? Jak pisać artykuł przyjazny dla Google i czytelny dla internautów? Szkolenia z pozycjonowania SEO uczą jak pisać do internetu tak, aby Google chciało wyświetlać treści na wysokich pozycjach.
Dziennikarska hołota
Michał Rala
Historia o granicach bezczelności, zakłamania i partactwa, jakie można jeszcze w naszym dziennikarskim fachu przekroczyć.